sobota, 8 października 2016

Tom Hillenbrand - “Diabelski owoc”


Tom Hillenbrand - “Diabelski owoc”

Pierwotna wersja tej recenzji pojawiła się na blogu Pojedzone, gdzie również można przeczytać inne moje recenzje… restauracji ;)

Zabawna rzecz. Kolega dostał informację o “kryminale kulinarnym” i czy nie chciałabym go zrecenzować. Po wstępnym nabijaniu się z tej dziwacznej mieszanki stwierdziłam, że może jednak warto spróbować.



Głównym bohaterem powieści jest kucharz Xavier Kieffer, właściciel restauracji “Deux Eglises” w Luksemburgu. Choć w czasach młodości zapowiadał się na świetnego szefa kuchni najbardziej wykwintnych restauracji, skupił się na kuchni regionalnej. Akcja zaczyna się, gdy to w jego restauracji w niewyjaśnionych okolicznościach umiera znany krytyk kulinarny przewodnika Michelin Gabin. Podejrzenie pada oczywiście na naszego bohatera, który desperacko stara się odszukać prawdę.

Wydanie samo w sobie przypadło mi do gustu, miękka oprawa, przyjemna dla oka okładka z tytułowym “diabelskim owocem”. Tłumaczenie z niemieckiego oryginału czyta się płynnie i bez językowych zgrzytów. Niestety dużą bolączką tłumaczenia są oryginalne nazwy dań oraz metod wykorzystywanych w ich przygotowaniu. Zamiast standardowych przypisów na dole strony, redakcja zdecydowała się na przygotowanie słowniczka wszystkich obcych nazw własnych na końcu książki. Nie powiem - zabieg ten jest mocno na plus, gdy chce się mieć wszystko zgrupowane w jednym miejscu, ale dla mnie osobiście było to strasznie męczące. Zamiast skupiać się na fabule, wertowałam kartki, żeby znaleźć to czy tamto tłumaczenie, bo nie miałam pojęcia o czym czytam. Wytrzymałam tak zaledwie kilka stron, później rzuciłam te nazwy w diabły. To, czy czytałam aktualnie o zającu czy o zupie nie miało wpływu na fabułę, więc nie chciało mi się męczyć. Reasumując: słowniczek bardzo na tak, ale niech powrócą przypisy, żeby mieć takie informacje pod ręką.



Jak już jesteśmy przy fabule, to trzeba przyznać, że nie jest specjalnie wymyślna. Mamy jeden główny wątek, który kręci się wokół tajemniczych śmierci/zaginięć kulinarnych szych i nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że winny temu wszystkiemu jest tytułowy “diabelski owoc”. Gdzieś próbuje się wcisnąć informacje o przeszłości Kieffera, ale są one zdawkowe i sama pogubiłam się w chronologii. Sam główny bohater gubił się ile lat spędził jako uczeń. Chyba, że był to zabieg celowy, a brakujące puzzle układanki pojawią się w kolejnych częściach cyklu. Nie mogę jednak powiedzieć, że książka była nudna. Fabuła miała wolniejsze momenty, ale akcja dość szybko się rozwinęła i biegła wartko. Może brakowało nagłych zwrotów akcji i zaskoczeń, ale mniej-więcej do zakończenia czytało się całkiem przyjemnie. Ostatnie kilka stron były dla mnie dość toporne, zakończenie intrygi wydawało mi się wręcz komiczne.

No dobrze, kryminał mamy, ale co z częścią kulinarną? Cała akcja dzieje się w światku restauracyjnym, a główny bohater jest kucharzem, mamy sporo odniesień do kuchni luksemburskiej i różnych technik wykorzystywanych przez profesjonalnych kucharzy. Dodatkowo autor uchylił rąbka tajemnicy jak wygląda praca hiszpańskiej wersji Ramsay’a czy Gesslerowej, a poza tym co knują wielkie koncerny garmażeryjne. Kosmos. Brakowało mi bardziej rozbudowanych opisów dań, tak żeby zaczęły działać na zmysły. Niestety, ani razu ślinka mi nie poleciała.

Moim największym zarzutem do książki są słabo nakreślone sylwetki bohaterów. Opisy postaci są bardzo skromne i bardziej skupiały się na opisach ubrań niż samych postaci. Wygląd, wyglądem, ale z charakterami nie jest lepiej. Cały czas śledzimy losy jednego bohatera, a ja jakoś nie poczułam z nim żadnego powiązania, nici sympatii. Jest charakterową ciapą. Z innymi bohaterami nie jest lepiej, mamy silną i niezależną kobietę, przyjaciela z Rady Europejskiej, czepliwego policjanta, zakręconego naukowca i złego złego. Standard, aż do znudzenia. Zwłaszcza w głównym bohaterze brakuje mi wyrazu. Z biegiem fabuły dowiadujemy się coraz więcej o jego przeszłości, ale dalej nie ratuje to miałkości Kieffera.

Co trzeba przyznać - autor się postarał i nie mamy do czynienia z brednią naukową. Jednym z bohaterów jest karpolog (botanik specjalizujący się w owocach), który tłumaczy głównemu bohaterowi jak kuchnia działa na podłożu biochemicznym. Wyjaśnienia są łatwe w zrozumieniu dla laików. Wytłumaczenie tego jak działa percepcja smaku była wystarczająco szczegółowa. 



Reasumując, “Diabelski owoc” nie jest arcydziełem literatury współczesnej, nie jest tym bardziej wybitnym kryminałem. Spełnia jednak swoją rozrywkową misję, książkę czyta się łatwo i całkiem przyjemnie. Jestem ciekawa dalszej części cyklu. Polecam dla ciekawskich, również tych lubujących kuchnię. Mocne 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz